Wydaje Ci się, że robisz wszystko, co w Twojej mocy, a mimo to konwersja stoi w miejscu? Twoja półka z literaturą przypomina dział „Biznes” w Bibliotece Narodowej, ale od sprzecznych ze sobą porad kręci Ci się w głowie? Zachęcam, byś dał szansę jeszcze jednej książce. Masz moje słowo – pod zgrabnym tytułem kryje tutaj się kopalnia pomysłów.
Duet, który zapoczątkował rewolucję
W Polsce nie wszyscy wiedzą, kim są Brian Halligan i Dharmesh Shah, ale w świecie anglojęzycznego marketingu nikomu nie trzeba przedstawiać tej pary. Halligan i Shah spotkali się podczas studiów na MIT, gdzie w 2006 postanowili spróbować swoich sił jako założyciele start-upu. Start-up ten stał się znany jako HubSpot – firma oferująca klientom nowoczesne oprogramowanie marketingowe, za pomocą którego mają szansę całkowicie przekształcić sposób, w jaki zarządzają reklamą.
Z początku o duecie Halligan i Shah nikt nie słyszał, a ich idee nie trafiały na podatny grunt. To, co wyróżniało ich spośród konkurencji, było jak na owe czasy dosyć niepopularne. Pamiętajmy, że na słynne modyfikacje algorytmów Google, które na zawsze zmieniły świat SEO, trzeba było poczekać jeszcze ładnych kilka lat. Tymczasem nikomu nieznani start-upowcy postanowili powiedzieć głośno to, co większość konsumentów myślała sobie po cichu: tradycyjny marketing nie działa. Co więcej, właściciele HubSpota poszli o krok dalej, tworząc system, który działa i przynosi zyski.
Inbound, czyli co?
Nazwa, przyznajmy, jest chwytliwa, ale co ze sobą niesie? Przede wszystkim obserwację, że era agresywnej reklamy, atakującej klientów wszelkimi możliwymi metodami, na szczęście dobiegła już końca. Tak naprawdę skończyła się ona wiele lat temu – niestety, wiele firm nie załapało tego trendu w porę. A przecież pierwszym sygnałem ostrzegawczym było rozpowszechnienie się AdBlocków.
Zbiór działań, który Halligan i Shah nazywają sumarycznie „Outbound Marketing”, zakłada, że warunkiem przetrwania biznesu na rynku jest nieustanne bombardowanie grupy docelowej (lub wszystkich wokół) informacjami o tym, jak bardzo potrzebne jej są produkty danej marki. Książka „Inbound Marketing. Daj się poznać w Google, serwisach społecznościowych i na blogu” proponuje radykalną zmianę strategii.
Zamiast nachalnie uganiać się za klientami, spróbujmy skoncentrować się na rozwijaniu i prezentowaniu oferty w taki sposób, by to klienci sami zapukali do metaforycznych drzwi. Lojalnie ostrzegam – Halligan i Shah nie owijają w bawełnę i nie będą oszczędzać Twoich uczuć. Zamiast tego mogą uratować Twoją firmę.
Marketing nareszcie dla ludzi
W 16 obszernych rozdziałach książki znajdziesz konkretny przepis na to, jak zmienić 2 rzeczy, od których wychodzą wszystkie objaśnione w niej taktyki. Po pierwsze – uczyń swój produkt tym, czego klienci pragną. Im bardziej innowacyjnie, tym lepiej, ale uwaga! Za formą muszą iść tu konkretne treści: innowacja nie może pozostać jedynie obietnicą bez pokrycia. Po drugie, pozwól klientom zobaczyć, kim jesteś i co robić. Nie wbijaj im tego to głowy na siłę – po prostu pojawiaj się tam, gdzie i oni się pojawiają.
Halligan i Shah mają nam do zaoferowania ogromną pulę porad, dzięki której ogólnikowe hasła „social media marketing” czy „zarabianie na blogu” zyskują sens i kontekst. Ich program obejmuje sprawną, planową maksymalizację obecności marki na najbardziej obiecujących kanałach kontaktu z klientem – w blogosferze, Google i mediach społecznościowych. Właśnie temu programowi można przypisać przede wszystkim entuzjastyczne przyjęcie, z jakim spotkała się książka za granicą. Autorzy mają w zanadrzu nie tylko pomysły, ale także narzędzia, i to takie, po które może sięgnąć każdy.
Gra na zaczarowanym flecie
Moja marka staje się coraz bardziej widoczna, a klienci pojawiają się sami z siebie – brzmi jak magia? Trochę tak, i trochę tak działa – ale tylko trochę. Już od pierwszego rozdziału książki dostajemy do ręki masę konkretów, dzięki którym możemy zajrzeć za kulisy i zaobserwować, na czym polega ta sztuczka.
Halligan i Shan zaczynają od wyjaśnienia, gdzie podziali się klienci, konwersja i przychody, przechodząc płynnie do analizy sprawy podstawowej – kontentu i formy strony firmy. Podkreślają rolę wysokojakościowej treści, poświęcając osobny, obszerny rozdział na analizę specyfiki kanału przekazu, jakim jest blog firmowy. Nie zapominają także ani o SEO, ani o innych sposobach zaprzęgnięcia potencjału Google do swoich celów, a media społecznościowe wydają się nie mieć dla nich tajemnic.
Następną częścią książki są rozdziały poświęcone konwersji – jak działa, jak ją zwiększyć oraz metodom jej monitoringu. Kolejne porady adresowane są głównie do większych podmiotów, wiążą się bowiem z zasadami rekrutacji oraz zatrudnianiem osób, które mogą pomóc w zarządzaniu kampanią. Ale już z informacji o monitorowaniu działań konkurencji skorzysta i samodzielny freelancer, i właściciel ogromnej firmy.
Czy Inbound Marketing jest dla mnie?
To zależy od tego, jaki model biznesowy wyznajesz i jak podchodzisz do swoich klientów. Jeśli traktujesz ich wyłącznie jako chodzące zasoby, a każdą interakcję między wami przeliczasz na złotówki – zapomnij. W takiej sytuacji z lektury „Inbound Marketing” nie wyniesiesz niczego dla siebie, a Twój biznes prędzej czy później napotka na ścianę nie do pokonania.
Halligan i Shah słusznie zauważają, że każdego rodzaju wymiana produktów czy usług za pieniądze to swego rodzaju transakcja wiązana. Musisz dać klientom coś od siebie, jeśli zależy Ci na ich zaufaniu na dłużej, niż tylko moment kliknięcia przycisku „Wykonaj przelew”. Ta nieuchwytna wartość, której brakuje w bezlitosnym marketingu zewnętrznym, znajduje się wszędzie tam, gdzie ludzie wchodzą ze sobą w niewymuszone, powodowane ciekawością i zainteresowaniem interakcje.
Na blogach, w social media czy na podstawie analizy wyszukiwań w Google widzimy rezultat działań, których użytkownicy Internetu dokonali z własnej woli, poszukując odpowiedzi na swoje problemy i potrzeby. Jeśli chcesz, by Twoja działalność mogła stać się taką odpowiedzią, pójdź w stronę Inbound – pozwól się znaleźć.